sobota, 30 czerwca 2012

Uwaga

Hejka wszystkim ;*  
Kilka spraw organizacyjnych.
Na początku pragnę serdecznie podzękować czytelniczkom, które czytają i komentują te moje bazgroły. Kocham was ;*
Druga sprawa. Miałam zakończenie roku. Będę strasznie tęsknić za wszystkimi. Dalej nie moge uwierzyc że to już koniec.
Trzecie- zaczeły się wakacje, dopiero pierwszy dzień praktycznie a mnie juz nie ma wogóle w domu. Nie przesiaduje w nim. Także rozdziału narazie nie dodam, bo nie mam kiedy. Chyba że napisze coś jak będę miała kiedyś czas.
Dziękuję wszystkim ;**












poniedziałek, 25 czerwca 2012

Rozdział 5

Postanowiłyśmy sobie z Alice wyjechać we dwie na krótkie wakacje. Nie pamiętam nawet, kiedy podjęłyśmy taką decyzję wspólnego wyjazdu, pewnie już troszkę alkoholu miałyśmy we krwi.
Napewno, bo rano tak nas głowy bolały. Bracia przyszli z imprezy także rano nakacowani.
Więc wszyscy popijalismy wodę. Dobrze że mamy nie było w domu bo wiem jakby to się skończyło chociaż wszyscy byliśmy pełnoletni.
-To jak możecie pamiętać że zaplanowałyście jakiś wyjazd? - spytał Matt.
-Wiesz że my praktycznie wszystko nagrywamy. Ale to nagranie zostało zniszczone. - odpowiedziała mu przyjaciółka popijając wodę z 5 litrowej butelki. Nie miałam pojęcia jak ona to udźwignęła i że się nie oblała.
-Wolałbym tego nie oglądać.
-Alice, zbieraj się, pójdziemy za chwile do chłopców.
-Weź, daj mi spać.
-Nie. Trzeba się zebr...- wstałam i zakręciło mi się w głowie.
-Mandy siadaj. - Arthur wydał mi polecenie.
Poszłyśmy spać i dopiero koło 2 posanowiłyśmy się wybrac do zespołu.
A nie wspomniałam o tym że wczoraj z naszego opalania wyszło tyle że ruszać się zbytnio nie mogłyśmy. A nie siedziałysmy cały czas na słońcu.
-Hej.
-Hej Niall.
-Chodźcie.
-Chciałysmy wam powiedzieć że jedziemy z Al na wakacje. Musimy odpocząć.
-Widzimy. Piłyście coś wczoraj?
-Zayn! Daj spokój. Nie chce o tym rozmawiać. - wyjaśniłam. - i pojedziemy gdzieś nad jeziorko, do Alice rodzinki.
-Spoko, my mamy kilka koncertów potem zobaczymy. - powiedział Lou.
-A co tam u was?
-Alice nie zaczynaj. Następnym razem my was wrzucimy do basenu.
-Nie! Ja nie lubie wody, basenów i ...
-Malik też! A wylądował w basenie.
-Ale on jest chłopakiem.
-Co z tego?! - on też się oburzył.
-No dużo.
-A kiedy jedziecie? - spytał mnie Loui nie przerywając kłótni Zayna i Alice.
-Dzisiaj wieczorem.
-Spoko.
-Kłócicie sie jak stare małżeństwo. - skomentował ich Styles.
-Cisza!
-Alice zwijamy się.
-Odprowadzę was. - zgłosił się Niall.
-Dokończymy tą kłótnię. - pokazała na niego palcem Al.
-Zapamiętam to.
-Alice!!
Niall z Liamem, który poszedł z nami odprowadzili nas pod dom i pożegnali się.
Spakowałyśmy się i praktycznie byłyśmy gotowe.
Rano byłyśmy na miejscu. Chatka, wielkie jezioro, zero cywilizacji, mały zasięg. Prawie wogóle. I oczywiście moja bateria praktycznie na wyczerpaniu.
Poznałam Alice wujka i dziadków. Rozpakowałyśmy się i biegiem nad jeziorko.
Kajaki <3
Nastepnie piknik na łące. Sesja zdjeciowa. Standard. Ja + aparat = nie masz życia.
Tak. Ciągle robię zdjecia. Kocham to, tak jak taniec.
Gdy złapałam kreskę zasięgu wyświetliło mi się 7 nieodebranych połączeń.
Niall, Louis, Zayn, Liam, Harry i 2 razy mama.
A nieodebrać kilku połączeń od mamy to potem wojna światowa.
Później zgubilam zasięg więc pff trudno.
Jaki tu spokój. Słychać tylko wiatr, szum wody w jeziorze i delikatny świergot ptaków.
I malowniczy zachód słońca.
-Dawno nie tańczyłam.
-No teraz zbytnio nie bo babcia się będzie zastanawiała czy coś brałaś albo piłaś. Więc po powrocie za jakiś tydzień wybierzemy się na dyskotekę do klubu.
-Mam nadzieję.
Zadzwonił Matt.
-Hej siostra.
-Hej.
-Mam naspodziankę.
-Jaką.
-Zobaczysz w swoim czasie. Pa.
______________________________

Jaki dzwiny zadzwonił że ma niespodziankę że zobaczę kiedyś i się rozłaczył.
-Twój brat też miał zawsze coś z głową, tak jak ty i Arthur także cała twoja rodzinka taka jest. Już sie nie musisz zastanawiać po kim to masz.
-Dziękuje za szczerą, skromną wypowiedź.
-Wiem. Nie ma za co.- Alice skromna jak zwykle.




 



















czwartek, 21 czerwca 2012

Rozdział 4

Miło będę wspominała ten dzień, chociaż się jeszcze nie skończył.
Alice świetnie się z nimi dogadywała. Ja wolę bardziej słuchac niż mówić.
Dobrze że Tomlinson siedział po drugiej stronie stolika bo bałabym się że znowu cos mi zrobi. Ha ha.
Ale także co chwilę myślałam o Joshu. Kiedyś - moim Joshu. Myślałam jak się czuje, co robi?
A dużo czasu jeszcze nie minęło. Nie rozmawiałam z nim od wyjazdu.
Przestałam słuchać ludzi wokoło.
-Parker! Otknij się.
-Co?
-Zstąp do nas na ziemię a nie bujaj w obłokach. - powiedziała przyjaciółka.
-Jestem cały czas. Przepraszam bardzo. - zadzwonił telefon. Poszłam się przejść po ogrodzie.
-Josh! Fajnie że dzwonisz. Jak tam?
-Miło słyszeć twój głos. Wiem że się zarumieniłaś. Nawet cię nie widzę a wiem jak reagujesz. U mnie wszystko w porządku. Wprowadziliśmy się, dużo ludzi wokoło i wolę Londyn. - szepnął pewnie żeby rodzice nie słyszeli. - a u ciebie?
-Aa po staremu.
-Muszę kończyć.
-Już? - spytałam.
-Troszkę czasu różnicy między nami jest.
-Zapomniałam o tym.
-Trzymaj się mała. - rzekł i łza spłynęła mi mimowolnie po policzku. Zawsze tak do mnie mówił.
-Ty też. Paa.
Rozłączył się. Siedziałam tam chwile. Ujrzałam jakąś sylwetkę i szmer liści.
-Żyjesz? - wyłonił się Liam.
-Żyje żyje.
-Coś się stało?
-Nie. Piękny ogród.
-Też tu lubię przebywać kiedy jesteśmy w domu. Wiesz trasy, koncerty, spotkania z fanami. Ale kiedy już tu jesteśmy to lubię to miejsce. Długo mieszkacie w Londynie?
-Od zawsze. - uśmiechnęłam się i zaproponowałam abyśmy wrócili do reszty.
Na drugi dzień postanowiłyśmy cały dzień spędzić na świeżym powietrzu od rana do rana. Prawdę mówiąc.
Przyszła do mnie o 9. Zaplanowałyśmy że zrobimy grilla a potem będziemy się opalać. Trzeba troszkę pozwolić alby skóra nabrała odpowiedniego odcienia.
Gdy leżałyśmy z zamkniętymi oczami na słońcu, ktoś przechodził i powiedział nam dobranoc.
Żadnej się nie chciało podnieść więc nie otwierałam oczu tylko podniosłam ręke i powiedziałam dzięki. Nie wiedząc kto do mnie mówi.
Oczami Louisa.
-Dobrze. Nie popatrzyły się na nas. Pewnie nie poznały po głosie. Mam plan. - powiedziałem do Zayna.
-Jaki? ... Ok. Jestem za. Najwyżej nas zabiją.
-Najwyżej.
-To na trzy.
-Dobra.
Podeszliśmy do nich. Nadal nie otwierały oczu. Lepiej dla nas. Skradaliśmy się aż doszliśmy do nich. Na trzy dźgneliśmy je z brzuch. Odskoczyły równocześnie.
***
-Boże!! Lou!
-Zayn! - krzyczałyśmy.
-Dostaje tu palpitacji serca. Zawał!!
-Mam plan. - Alice spojrzała na nich groźnie.
-Wiedziałem że tak się skończą twoje pomysły. - Zayn popatrzył na przyjaciela.
-Co nam mogą zrobić?
Nie wiedzieli że miałam basen. Ha ha. Zaciągnęłyśmy ich za dom mówiąc że mamy kiełbaski więc łatwo poszli.
-To gdzie ten grill?
-Tu. - popchałyśmy ich do basenu i wróciłyśmy na koc się opalać.
Przyszedł Arthur i Matt.
-Mandy? Czemu w naszym basenie sa jacyś chłopacy?
-Juz nie ma. - odwróciłam się i zobaczyłam mokrą dwójkę. - Pff.
-Jak mogłyście?!
-Jak wy mogliście to dlaczego my nie?! - zmierzyła ich wzrokiem Al.
-Dobra. Zobaczymy. Zayn! Wychodzimy.
-Paa. - pożegnałyśmy ich. - Brawo Alice. - przybiłam jej piątkę.
Później poopalałyśmy się w spokoju. Zjadłyśmy kiełbaski. Przyszedł Niall.
-To impreza tylko dla dziewczyn. - powiedziałam.
-Załapię się jakoś. Tylko zmienię fryzurę.
-Dobra mozemy dac ci jeść.
-Och dziękuję.
-Potem się zmywasz żeby nie było.  Jak tam chłopcy?
-Louz zZaynem przyszli cali mokrzy ale nie chcieli o tym gadać.
-Ups. Bo ich samoocena spadnie. Nie Alice?
-Ha ha dokładnie.
-To wy?
-Tak. - wymieniłyśmy spojrzenia.
Wieczorem byłyśmy wkońcu same. Mała imprezka. My dwie. Babski wieczór.




wtorek, 19 czerwca 2012

Rozdział 3

Kolejnego dnia. Rano.O wiele lepiej się wstaje, gdy wiem, że nie trzeba iść do szkoły.
W południe zadzwoniłam do Louisa o którym sobie przypomniałam. Szybko odebrał telefon.
-Zayn idioto wracaj do domu! Ile można siedzieć w sklepie! - przywitał mnie.
-Yyy cześć Lou? - powiedziałam jakbym w głosi
e miała bardziej pytanie.
-Kto mówi?
-Mandy, dałeś mi wczoraj swój numer telefonu, żebym zadzwoniła. Więc dzwonie a ty tak mnie witasz.

-Racja ale Malik kuźwa wyszedł do sklepu dawno temu i dalej go nie ma. A ja tu czekam na marchewki.
-Straszne. To moze ja zadzwonie kiedy indziej.
-Czekaj. Mandy! Wpadnij do nas z Alice po południu.
-Nie będziemy wam przeszkadzać? - spytałam.
-Ależ skąd. Prześle ci adres sms'em.
-Dobrze.
Chwile później otrzymałam wiadomość. Pomogłam mamie z obiadem, pogadałam z bratem Al, bo był u nas znaczy był u Matta i Arthura no ale cóż. Zawsze lubiłam ich kolegów.
Właśnie! Alice.
Ubrałam się i poszłam do przyjaciółki. Słuchawki w uszy, wspaniała muzyka i można iść na koniec świata. A do Swift nie miałam daleko. Zapukałam.
-Siema.
-Co jest? - oparła się o drzwi.
-A może. Hej Mandy. Co cię sprowadza?
-Hej Mandy co cię sprowadza?
-Tak przyszłam.
-Tak przyszłam.
-Aha.
-Żarcik. Co jest?
-No bo... - zaczęłam. - jest taki problem.
-Jaki?!
-Bo Louis zaprosił nas do siebie żeby bliżej się poznać. Może przedstawi nas reszcie zespołu. 
-Ty to nazywasz problemem?!
Stałyśmy przed drzwiami, ona się zerwała, nic nie powiedziała. Zwyczajnie mnie zostawiła przed drzwiami i poleciała na górę. Weszłam bo nie wiedziałam o co kaman.
-Cześć Mandy.
-Dzień Dobry. - przywitałam się z rodzicami przyjaciółki. Skierowałam się do jej pokoju.
Zauważyłam światło w łazience, to pewnie się przygotowywała na spotkanie.
Usiadłam sobie na łóżku, znalazłam jakiegoś różowego misia. Słodki był.

-Co ty robisz?
-Nic.
-Nie wiem czy jestem gotowa na to spotkanie, niby mieszkamy od małego w Londynie a nie miałam okazji ich spotkać. Wszędzie ochrona i ochrona. Co ja im powiem?
-Dobrze wyglądasz i ruszaj. Idziemy.
Nie przypuszczałyśmy że mieszkaja tak blisko nas. Zadzwoniłam na dzwonek do drzwi.
-Tu tu ru tu jaki fajny dźwięk. - skomentowała Alice.
-Tak? - otworzył chłopak z lokami na głowie.
-Louis nas zaprosił, nie mówił nic?
-Aa no tak. Ty jesteś tą poszkodowaną przez tego głupka.
-Można to tak nazwać.
-Harry.
-Hej, Alice.
-Mandy.
-Wejdźcie.
Wkroczyłyśmy przez drzwi do wielkiego salonu który był połączony z kuchnią. Po prawej stronie były schody na góre. Pewnie o sypialni. Trochę tak... pusto było. Słychać było muzykę z ogrodu.
-Kocham tą piosenkę. - powiedziała przyjaciółka.
-Chodźcie, zaprowadze was do reszty.
Ujrzałyśmy chłopaka z ciemną karnacją przy sprzęcie z muzyką.
-Ee Dj!!
-Dj Malik, Dj Malik. - powtarzał.
-Dziewczyny to Niall, Liam i Zayn. Chłopcy to Alice i Mandy. - przedstawił wszystki Hazz.
-Heej. - powiedziałyśmy równocześnie z nimi na co wszyscy się zaśmiali.
-Widzę że się już poznaliście. - doszedł do nas Louis którego z początku nie poznałam.
Gdy im powiedziałam że Al jest ich wielką fanką i marzeniem jej było ich poznać zarobiłam w kostkę. Tak mnie kopnęła. One Direction się zdziwiło moją miną ale wymusiłam uśmiech.
Usiedliśmy. Zayn dalej puszczał muzykę.
-Malik! Ucisz to bo dziewczyny się trochę krępują i nie będziemy słyszeć co mówią.
-Już ustawiam liste i idę!! - krzyknął.
-Zjecie coś? - zaproponował blondyn.
-A ty jak zwykle.
-A ty Alice skąd wiesz?
-Ja wiem wszystko.
-Skromność. - dosiadł się Zayn.
-To moze byście nam cos opowiedziały o sobie.
-Wtedy co Loui wpadł na Mandy ja przed tym zajściem wystepowałam na scenie. Namówiła mnie żebym wzięła udział w castingu.
chociaż to nie był dobry pomysł.
-A był ktoś na nie? - przerwał jej Zayn.
-Nie.
-No to w czym problem?
-Dobra. Mandy lubi... Sory co ja gadam. Kocha fotografię, taniec i takie tam. - pokazałam im aparat. A ja śpiewam troszkę.
-Troszkę? Skromność jak zwykle. Śpiewasz all day all night. Ale da się przyzwyczaić. - dodałam.
-Długo mieszkacie w Londynie? - spytał Niall zajadając popcorn.
-Od zawsze. Słodki? - odpowiedziała Al.
-Co?
-Yyy no popcorn.
-Aaa. Nie.
-Czemu nikt nie lubi słodkiego popcornu?
-Bo się nie da.
-Da się ja jestem na to żywym dowodem.
-Jeszcze żywym. Ha ha żarcik. Da się przyzwyczaić. - spojrzał na nią Liam.




niedziela, 17 czerwca 2012

Rozdział 2

-Alicee! Zgódź się. Co ci szkodzi?!  (strój Mandy)
-Nie.
-Co to za problem?
-Nie.
-Bo?
-Nie.
-Jezuu.
-Nie zgodzę się na twój jakże głupi pomysł. No tak. Jest głupi. Nie wiem skąd ci to przyszło na myśl. Nie mam talentu, odwagi, siły noo i coś tam jeszcze.
-Ty nie masz odwagi? Talentu? Kobieto. Jesteś do tego stworzona.
Tak. Próbowałam namówić przyjaciółkę żeby wzięła udział w castingu X-Factora. Był w naszym Londynie. Ale ona na upartego.
-Ciekawe z czym miałabym wystąpić, musiałabym się nauczyć piosenki a casting jest...
-Dzisiaj! Tak wiem. Ale ty znasz piosenki masz kilka godzin czasu, powtórz tekst i idziemy.
-Chyba głupia jesteś. - wyśmiała mnie.
-Też Cię kocham. Będę tu o 5 masz być gotowa.
-Zobaczymy.
Wyszłam i wróciłam o piatej. Była gotowa do wyjścia.
-A jednak. Co zaśpiewasz?
-Nie ważne.
-Ołkej.
Nie miałyśmy daleko. Widziałam po niej że się denerwuje.
-Jestes gotowa? Zaraz ty.
-Jestem. Niech Zayn będzie ze mną.
Kochała Zayna, całe One Direction. Ja tam trochę ale nie poznałabym ich na ulicy.
Znałam tylko kilka ich piosenek.
Wyszła na scenę, przedstawiła się i zapadła ta cisza przed włączeniem muzyki.
Ja byłam chyba jeszcze bardziej zdenerwowana od niej. Stałam i zaciskałam kciuki.
Zaśpiewała Call Me Maybe, którą znała całą. I co? Wszyscy na TAK!!
Łzy nam obu poleciały gdy zeszła ze sceny i się uściskałyśmy.
Gdy szłyśmy w stronę wyjścia, poczułam ból i ujrzałam podłogę. Nie mogłam się pozbierać, jakby ktoś na mnie leżał. Szybko się podniósł a ja patrzyłam na niego z poziomu podłogi.
-Znowu?! - podniosłam głos.
-Aa to ty? O Jezu. - pomógł mi wstać.
-Zaczynam się ciebie bać chociaż się nie znamy.
-Ja zawsze taki jestem.
Alice patrzyła na nas i się nie odzywała nie uśmiechała, zero znaku życia.
-Gdzie moja kultura. Louis. Louis Tomlinson.
-Mandy Parker i moja przyjaciółka Alice Swift.
-Cześć Alice.
-Jak zwykle trochę mi się spieszy, koledzy czekają.- dał mi kartkę do ręki której nie otwarłam, tylko wsunęłam do kieszeni. Gdy zniknął za ścianą Alice podeszła do mnie.
-Przecież to Loui, Lou z One Direction!!
-Żartujesz sobie!
-Nie. To on. Poznałam Louisa Tomlinsona! O Jezu! - zaczęła krzyczeć i skakać.
-Mogłaś się odezwać do niego. - patrzyłam na nią z zaskoczeniem, tak szybko oddychała.
-Dzięki ci Mandy że przekonałaś mnie, ciekawe jak to dalej będzie.
-Z czasem zobaczymy.
-Wracajmy już.- wydukała zmęczona.
-Dobra, ale jeszcze wstąpimy na lody?! - uśmiechnęłam się szeroko.
-Ok. Ja nadal nie moge w to uwierzyć. Chyba śnię. Auu. Bolało.
-No widzisz nie śpisz.
Jejku ile wydarzeń w ten dzień. Moja najlepsza przyjaciółka przeszła w X-Factorze.
Spotkałyśmy Louisa, na dodatek moi bracia są mili cały dzień.
Zapomniałam. Bracia. Dwójka. Matt i Arthur.
MattArthur



Braciszek Alice.

Zadzwoniłam do przyjaciółki siedząc na dachu w pokoju. Wychodziłam tam przez okno w swoim pokoju i mogłam wieczorami spoglądać w gwiazdy.
-Już się stęskniłaś? - usłyszałam głos w słuchawce.
-Oczywiście. Mam nadzieję że nie wlepiasz wzroku ZNOWU w klate Malika co?
-Jaa? Skąd ci to przyszło do głowy.
-Wiedziałam. Musze kończyć, mamuśka mnie woła, zadzwonie później.
Zwlokłam się na dół.
-Jestem.
-Twoje obowiązki też są. - powiedziała z grobowa miną.
-Omg tylko ja sprzątam w tym domu.
-Nie tylko ty. Sprzątaj nie gadaj. Później żaden chłopak cię nie będzie chciał. I co?
-Pff trudno. Ich problem. A i nie przypominaj mi o tym. Bo jakoś Josh mnie chciał.
-Niech ci będze. Plus dla ciebie.
Żeby więcej się nie wyżywała na mnie zmyłam jej te naczynia, wyniosłam śmieci.
-Jeszcze coś?
-Nie. Dzięki.
Odwróciłam się na pięcie i poszłam do swojego pokoju. Minęłam Matta który zjeżdżał po poręczy. Oczywiście skomentowała go.
-Czy ty musisz zjeżdżać? Masz nogi- zejdź normalnie. Później te wszystkie złamania.
-Aha. - odezwał się.
W pokoju przypomniałam sobie o Louisie. Wygrzebałam z jeansów karteczkę.
"Sory za wszystko, zadzwoń."
+numer telefonu.
Postanowiłam dzisiaj już nie dzwonić. Za dużo się wydarzyło.
Wzięłam zimny prysznic i rzuciłam się na łóżko, patrząc w wielkie okno przez które wlatywało światło pełni księżyca.
Al też do mnie napisała. " Patrz PEŁNIA!!"
Zaśmiałam się.
                                            

środa, 13 czerwca 2012

Rozdział 1

Koniec roku. Ile się na to czekało. Chyba od 1 września. Szybko to przeleciało
-Naareszciee! - krzyknęła Alice.
-Wspaniały dzień, wspaniała pogoda, te wakacje będą wspaniałe.
-Miejmy nadzieje.
-Mandy, telefon ci dzwoni, ty jak zwykle nie słyszysz.
-O Josh.
Josh. Jesteśmy razem od ponad 2 lat.
-Hejka.
-Hej Mandy, możemy się spotkać?
-Jasne, za 10 minut w naszym parku.
-Ciekawe o co chodzi. - powiedziałam z kierunku przyjaciółki, gdy sie rozłączyłam.
-Nie wiem. Ja uciekam do domu, a ty biegnij bo nie zdążysz.
-Spoko paaa.
Nie miałam do parku daleko. Często tam wpadałam. Jakoś tak pięknie w nim jest.
Gdy doszłam, Josh już siedział.
-Witam. - pocałowałam go.
-Cześć.
-Co ty taki przybity? Wakacje się zaczęły.
-No trochę. Pamiętasz jak dwa miesiące temu mówiłem ci że rodzice rozważają wyprowadzkę do Ameryki?
-Ta.
-Rozmawiałem dzisiaj z nimi bardzo długo. Nie rozmyślili się. Chcą jechać. Tata dostał tam pracę. I nie wiem czy chcę mu zamykać taką droge do kariery.
-A..
-Poczekaj.  I wyprowadzamy się. Jeśli chodzi o nasz związek to pamiętaj że zawsze cię kochałem.
-Czyli to koniec?
-Nie damy rady być razem tak daleko od siebie. Chciałbym, ale nie wytrzymamy tego. Nie wiadomo czy kiedykolwiek jeszcze tu wrócimy. Chce żebyś była szczęśliwa Mandy, dlatego bądź szczęśliwa, znajdź sobie kogoś i mam nadzieję że on będzie cię kochał tak jak ja zawsze będę.
Łza mi poleciała po policzku.
-Kocham Cię Josh. - pocałowałam go ostatni raz.
-Ja ciebie też. Mam nadzieję że zostaniemy w kontakcie. Szczęścia.
Wstał i poszedł tak bez niczego. Dwa lata razem i takie zakończenie.
Siedziałam kilka minut na ławce.
W drodze do domu. Ktoś od tyłu wpadł we mnie i oblał czymś.
-Ja pierdole co jeszcze?!
-O sory ale to nie chcący, zapatrzyłem się w komórke. - stanął przede mną jakis chłopak koło 20. Nie znałam go.
-Następnym razem uważaj jak chodzisz.
-Może ci pomogę, jesteś mokra.
-Poradze sobie.
Poszłam do Alice.
-Jak tam twoje kochanie? - przywitała mnie.
-Odszedł.
-Coo?!
-Tzn. zerwał ze mną, bo wyprowadza się do USA.
-Jak to?
-Wiedziałam że kiedyś to nastąpi alle nieee Alice, nie przezyje tego, jak to sie mogło stać. Czemu ja go nie przekonałam że damy sobie radę.
-Wejdź dam ci lody.
-Nie chcę.
-Tak wogóle to czemu jesteś mokra?
-Jakiś kretyn wylał picie na mnie.
-O matko, przyniosę ci koszulkę.
-Dzięki.
Dobrze się trzymałam jak na to wszystko, mam nadzieję że nasza przyjaźń długo przetrwa.
Wieczorem wszystkie myśli krążyły w moim umyśle. Jedna myśl - Josh.
Muzyka mi nie pomagała. Co się dziwię.