czwartek, 26 lipca 2012

Rozdział 7

Wszyscy siedzieli nad jeziorkiem, grali w piłke. Ja byłam w pokoju ale była tak piękna pogoda że nie chciało mi się w nim siedzieć.
Po ostatniej sprzeczce z Louisem nie chciało mi się wychodzić ale olałam wszystko i poszłam popływać. David pojechał także luz.
-bomba leci! - krzyknęłam, skacząc do wody i chlapiąc przy tym Alice, która była troszkę oburzona.
-Dzięki.
-Spoko.
Niall i Harry chcieli płynąć za mną i pewnie zacząć topić ale rozwiałam ich pomysł dopływając do brzegu.
Zadziabałam im piłke i grałam sama ze sobą, najlepsze rozwiązanie.
Później Zayn zaczął skakać i jakimś cudem namówił Alice do wejścia do wody.
Louis leżał na trawie, próbowałam go unikac bo było mi trochę głupio za wczoraj ale jakoś mi sie nie udało.
Podszedł do mnie i zaczął drapać się po głowie.
-Mandy? Możemy pogadać?
-Możemy.
-To dobrze. Chodźmy się przejśc kawałek.
Zaproponowałam przejść się wzdłuż jeziora. Obawiałam się tej rozmowy.
-Słuchaj - powiedzieliśmy równocześnie.
-Ty mów. - dodałam szybko.
-Chodzi o to że nie potrzebnie wczoraj wyburzyłem na ciebie i tak wypytywałem o kuzyna Alice, twoj sprawa z kim się zadajesz.
-Nie zadaję się z nim.
-Daj mi dokończyć. Nie powinienem się wtrącac i pogłosić głosu na ciebie.
-Było minęło, mi też jest przykro.
Alice nas zawołała.
-Mandy!! Pamiętasz Ginny?
-Jasne.
-Kto to ta Ginny? - wtrącili się chłopcy.
-Kuzynka moja. To dzwoniła teraz ze wspaniałą wiadomością. Żeni się yyyy Jezu! Wychodzi za mąż. Wiedziałam że planuja ale że teraz to aż się zdziwiłam. Ciebie też zaprosiła. Przyśle nam tutaj zaproszenia i poprosiła o pomoc, gdyz wesele odbędzie się nad tym jeziorem, na świeżym powietrzu.
-Ooo to wspaniale. Możemy jej pomóc, dekoracje, wszystko!
-Wy też pójdziecie. - pokazała palcem na całą piątkę.
-Ale my jej nie znamy!
-To poznacie.
Wieczorem siedziałam na wielkiej drewnianej huśtawce z Alice.
-Kolejne wesele będę musiała przeżyć w samotności?! - żaliła się.
-Ja też.
-To weź zaproś Lou a nie.
-Nie zaprosze go. Napewno zaposi jakąś koleżanke.
-Ee tam, rób co chcesz. - machnęła ręką.
Przyszedł do nas Harry, nic nie powiedział, spokojnie usiadł i patrzył się w ziemie.
-Co jest Haroldzie?
-No...bo..no...
-Ide na herbatkę. - wycofałam się. A Styles kontynuował.
-Bo..Alice. Poszłabyś ze mna na wesele? Bo chłopacy cały czas o tym gadają a ja nie mam z kim iśc i właśnie w tym momencie pomyślałem o tobie. Naszej zwariowanej ale czasem i odpowiedzialnej przyjaciółce.
-To miło z twojej strony. Stresujesz się jakbyś mi się oświadczał czy nie wiem. Spokojnie. Chętnie z tobą pójdę. Tak to bym poszła sama.
-Więc witaj partnerko na wesele twojej kuzynki.
-Miło mi.
Wbiegła do mojego pokoju w którym rozmawiałam spokojnie z Liamem.
-Mandyyyy!!!!??? Oo Liam. Wiesz co przepraszam bardzo ale delikatnie ci powiem musisz wyjśc na chwile. Też cię kocham. Paa. Później pogadacie.
-Co jest?
-Bo patrzysz na partnerkę na weselę Hazzy! Znaczy cii- mówiła ciszej. - nie mogę tak okazywać mojej radości.
-Mówiłam ci że nie pójdziesz sama?!
-Mówił że chłopcy zapraszają jakieś koleżanki.
-No wiedziałam .- poszłam do okna. - pójdę sama trudno.
-Może nie. Wykombinujemy coś.
-Zobaczymy. Ale trochę pójźno się zrobiło. Chodźmy na dół na kolacje. - zaciągnęła mnie na dół.
-Alice, co to miało byś ja się pytam!? - podszedł do niej Li.
-To było delikatne wyrzucenie cie z pokoju mojej przyjaciółki.
-No tak, delikatne. - przewrócił oczami.
-Mniejsza o to. Zjedzmy coś! - odetchnął Niall i wszyscy na niego spojrzeli.
-Ten tylko o tym. Niall będziesz miał mały dylemat.- wzdychał Zayn.
-Czemu?
-Bo z kim pójdziesz na wesele? A raczej z czym? Z koleżanką pizzą, hamburgerem, hot-dogiem? Powodzenia.
-Ciężko będzie. - odpowiedział a Liam tylko pokiwał głową.
Zjedliśmy kolacje i Alice jak zwykle poszła biegać, nie wiem po co ale ona biega. Tak. Codziennie.
Siedziałam na balkonie i podziwiałam jak zaczyna. Później jakies krzaki mi zawadzały.
Myślałam z kim reszta pójdzie na ślub. Rano przyjechała Ginevra, ustaliłyśmy wszystko. Pozwoliła nam nawet udekorować wszystko.
Kobieta tyle załatwień ma to dekoracje sobie odpuści.

piątek, 6 lipca 2012

Rozdział 6

Następnego dnia wieczorem, usłyszałyśmy głośne krzyki przed domem. Gdy wyszłyśmy do okna nikogo nie widziałyśmy. Zeszłyśmy na dół.
***
Oczami Louisa.
-Ej idą, chowajcie się.
-Kurde, zauważą nas.
-To biegnijcie się schować koło domu, ale uwaga na okna.
***
-Słyszał ktoś jakieś krzyki? - spytała przyjaciółka rodzinki, rozglądając się po domu.
-Nie. - odpowiedział jej jakiś głos z kuchni.
-David?! O matko! Jak ja cię dawno nie widziałam. - pobiegła do kogoś. - co tu robisz? Od kiedy tu jesteś?
-Spokojnie! Zawsze taka byłaś ale z dnia na dzień coraz bardziej wybuchowa, i dalej tak szybko mówisz.
-To mi zostanie. Wszyscy mówią że szybko mówię aale - nie mogła złapać powietrza. - ale Mandy mnie rozumie. O kuźwa Mandy.
-Alice! - babcia spojrzała na nią.
-Tu jestem. - pomachałam jej siedząc przed tv i dalej komentując z jej wujkiem stroje i figury modelek.
-David poznaj moją przyjaciółkę Mandy. Mandy David. Mój kuzyn.
-Hej. Al nigdy się nie chwaliłaś że masz kuzyna.
-No tak jakoś wyszło.
-Słyszałyście to?  Lou!! - wybiegłam z domu.
-Co wy tu tak wogóle robicie? - zadała im pytanie przyjaciółka.
-No my no przyjechaliśmy was odwiedzić, nie cieszycie się?
-Im więcej gości tym lepiej.
-Babciu wróc do domu.
Przyjaciółka wzięła ich na górę porozmawiać, że mi się nie chciało wysłuchiwać tego poszłam nas jeziorko podziwiać zachód słońca. Wyłożyłam się na trawie.
-O zachodzie słońca się nie opalisz.
-Pff... Aa to ty. - Dave usiadł obok mnie.
-Sługo się znasz z moją kuzynką?
-Od zawsze.
-Ale nigdy się nie spotkaliśmy. Babcia mnie woła, muszę iść.
-Pa. ...  Dajcie  mi żyć- powiedziałam do siebie gdy odszedł.
Chciałam tylko leżeć i słuchać wiatru.
-Opalasz się?
-Kto znowu?! - powiedziałam z zamkniętymi oczami.
-Nikt taki.
Otworzyłam oczy i Louis stał nade mną.
-Oo... jak tam żyjesz jeszcze? Alice was nie zabiła?
-No jakoś nie. Wszyscy żyjemy. Znaczy oni czy zyją to nie wiem bo poszedłem sobie.
-To co tu robicie? - spytałam.
-Zrobiliśmy wam niespodzianke, braciszek do ciebie nie dzwonił.
-A coś tam gadał.
-Nie ziewaj!!
-Dlaczego?
-Bo nie. Lepiej się tłumacz kto to ten koleś który tu leżał z tobą?
-Skąd wiesz? A wogóle co ja mam ci się tłumaczyć?!
-Poprostu chce wiedzieć.
-Alice kuzyn jeśli cię to ciekawi. - wstałam, zostawiłam go ruszając w stronę drzwi.
-Nie musisz od razu się unosić.
-Ja się ciebie nie pytam o żadne dziewczyny które stoją obok ciebie.
-No jakoś to przeżyje.
Weszłam do swojego pokoju, lekko trzaskając przy tym drzwiami. Wyszłam na balkon.
Puk, puk.
-Kto?
-Ja. - odezwała się Alice.
-Wchodź.
-Co jest? Ty i Louis w tym samym czasie wbiliście do swoich pokoi trzaskając drzwiami.
-Wkurza mnie.
________________________________________________________________________

  Hejka. Przykro mi że taki krótki, beznadziejny i ....   Największa klapa z tym rozdziałem. Nie podoba mi się. Ale coś się tu musiało pojawić.
Będziemy robiły twitcama z autorką bloga http://www.steal-heart.blogspot.com/
ale jeszcze nie wiemy kiedy, napewno was powiadomimy ^^