sobota, 20 października 2012

Rozdział 14

Siedzieliśmy w salonie, wszyscy położyli telefony na stole i czekaliśmy, a może się odezwie, może jednak coś napisze?
Niall chodził po całym salonie, ja już nie mogłam wysiedzieć.
Myślałam nad wszystkimi miejscami gdzie mogła jechać, ale jakoś nic mi nie pasowało.
Odezwał się czyjś telefon. Liama.
-Halo Milly?
-Yy raczej nie jestem kobietą, chyba. - odpowiedział Zayn.
-Aa to ty, a wogóle czy wy to macie w nawyku taki znikanie? Wszyscy uciekają.
-Chciałem tylko zapytac o której mamy pojutrze koncert, ale chyba zadzwonię kiedy indziej.
-Od 18
-To czemu wszyscy uciekają? Ktoś jeszcze?
-Milly nie ma, nie wiesz gdzie może być?
-Nie mam pojęcia- odpowiedział Malik.
Gdy się rozłączył, Liam zadzwonił do Danielle, wiedział że Mandy gadała z nią w ostatnich dniach.
-Hej kochanie, przyjedź do nas prosze cię, to ważne.
Dan szybko przyjechała, na dworze padało, wiecie jak to na jesień. Chciałabym taką piękną jesień.
-Co się stało? Czemu wszyscy tacy zdenerwowani?
-Mandy uciekła.
-Napisała kartke. - odezwał się Niall.
-Co z tego, że zostawiła, wyjechała nie wiadomo gdzie i dlaczego!
-Alice spokojnie. - rzekł do mnie Harry. Pokazaliśmy list Peazer. Opowiedziała że gadały ostatnio na temat co się dzieje i nas w domu, że Milly nie wie co ma robić, każdy dziwnie się zachowuje. Wszyscy byli przejęci sobą, albo chodzili do niej ze swoimi problemami.
Nie zauważyłam tego zbytnio, może ja też byłam zajęta sobą i Harrym, i nie zauważyłam co się z nią dzieje. A ona mi nie przerwie i woli to dusić w sobie.
Daddy strasznie się przejął, Zayn chyba też, zadzwonił do nas znowu. Tym razem do mnie, pytał się co się dokładnie stało, co napisała.
Powiedział też że próbował do niej dzwonić ale nie odbiera, no i nikt nic nie wiedział.
-Muszę coś zjeść. - wstał Horan.
-Ja bym nic nie mogła przełknąć, za bardzo się martwię.
-Mi się lepiej myśli po jedzeniu.
Skończyło się na tym, że Nialler poszedł na laptopa, nie wiem czy znowu gadał z tą jakąś dziewczyną? W takiej chwili!?
Niech robi co chce. Wyszłam z Danielle z domu, gdy znalazłam w notesie Milly adres jej wujka, który mieszkał w Londynie.
Pojechałyśmy samochodem, zadzwoniłśmy szybko na dzwonek.
-Dobry wieczór, bardzo przepraszam pana że tak późno. - przywitałam się.
-Alice! Czemu tak długo nas nie odwiedzałaś? Dawno cię nie widzieliśmy. O, dzień dobry - spojrzał na Dan. - a gdzie macie Mandy?
-Nie ma jej u pana? - spytałam.
-Nie, stało się coś?
-Nie, nie, mówiła coś że pana odwiedzi to pewnie się minęłyśmy i jest już w domu.
A co innego miałam mu powiedzieć, że uciekła? Pożegnałysmy się, i w samochodzie zastanawiałyśmy się gdzie mogła wyjechać.
***
Zapukałam w wielkie ciemno brązowe drzwi, otworzył Josh.
-Milly, jak miło cie widzieć, wchodź jesteś przemoknięta.
-Dzięki, mogłabym się na chwile u ciebie zatrzymać.
-Jasne, ten wielki dom zawsze stoi dla ciebie otworem.
Poszłam do łazienki się przebrać i wiedziałam że czekają mnie poważne wyjaśnienia co ja tu robie.
Z Joshem miałam wręcz wyśmienity kontakt, mój ukochany kuzyn, na którego mogłam liczyć w każdej sprawie, był jak starszy brat.
-Milly, a co się tu sprowadza?
-Josh słuchaj, tylko nie dzwoń do Alice, proszę. Musiałam wyjechać, nikt nie wie że tutaj jestem, nie miałam dokąd jechać. A musze odpocząć.
Opowiedziałam mu całą sytuację, przytulił mnie i pozwołił zostać na ile chcę, pod warunkiem że zadzwonię do kogoś żeby się nie martwili.
Siedząc pod kominkiem z kubkiem gorącej czekolady w ręku chwyciłam telefon. Słysząc sygnał modliłam się żeby nie odebrała.
-Milly gdzie ty pojechałaś, wyobrażasz sobie co ja tu przeżywam, czemu, gdzie na ile?!
-Alice spokojnie, musiałam wyjechać, jestem cała i zdrowa, żyje. Właśnie patrzę za okno i stwierdzsm że to typowa jesień, nie martwcie się. Odezwę się w przyszłym czasie. Pa. - rozłączyłam się zanim odpowiedziała.
Po 5 minutach zadzwonił Niall.
-Niall proszę cię, nie. - wyłączyłam telefon. Z nim nie dałabym rady rozmawiać.
Pogoda nie pomagała, dla artysty nawet dźwięk kropli obijających się o parapet czy spadających po szybie jest muzykę.
Gwiazdy nigdy nie są na wyciągnięcie ręki. Są nieskończenie odległe, to oznacza ból, który człowiek odczuwa, spoglądając na nie w górę. To delikatne rwanie w głębi serca.
Dobrze że Josh miał w domu fortepian, musiałam zagrać żeby się odstresować.
-Oj Milly Milly, nie znoszę cię w takim humorze.
-Przeszkadzam ci grą?
-Nie grą, zawsze grasz dla odstresowania. Nie lubię gdy nie masz humoru, może ci pomogę jakoś?
-Nie ma jak, to musi przejść. Pomyśleć muszę, odpocząć. Za dużo stresu ostatnio. - odpowiedziałam nie przerywając gry.
-No tak, to może...- usiadł obok mnie i zaczął grać jakąś szybką szaloną piosenkę, podśpiewując jakies słówka pojedyncze, nie słyszałam dużo bo się śmiałam. - właśnie w takim humorze cię uwielbiam wtedy jesteś naszą Mandy.
-Dzięki kuzynku. Akurat kuzyn to mi się trafił.
-Najlepszy. - dopowiedział.
-Też tak myślę.
Tylko on mógł zrobić wszystko żebym nie była smutna, rodzina zawsze mi pomagała i za to byłam im wdzięczna.
_________________________________________________________

Trochę mdły ale to zależy od humoru, mam nadzieję że jednak coś wam się spodoba, strasznie mało was tu wchodzi, zastanawiam się nad kontynuowaniem, nikt nie komentuje oprócz dwóch osób, dziękuję wam bardzo. A takto nikt, chociaż wchodzicie i są obserwatorzy.
Czekam na 5 komentarzy ( jak się nie uzbiera to chociaz 4)

3 komentarze:

  1. Fajny <3 Czekam na kolejny i bardzo proszę żebyś wpadła do mnie

    OdpowiedzUsuń
  2. u mnie jeszcze smutniejszy bo słuchałam spokojnej nutki.super ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń